
Te momenty to były prawdziwe lekcję pokory i dla mnie i dla moich kolegów! Przyzwyczajeni do europejskiego stylu pracy i opierania się w dużej mierze na wynikach badań dodatkowych tutaj mogliśmy polegać jedynie na pomiarach ciśnienia, tętna, częstości oddechów i temperaturze bo laboratorium po południu już nie było czynne! Nierzadko zdarzało się, że stan nowo przyjętych pacjentów bywał bardzo ciężki i początkowe leczenie należało zmodyfikować. Niestety rzeczywistość afrykańska jest bardzo brutalna. Większość znanych nam schematów leczenia, których uczono nas na studiach w Afryce nie funkcjonuje. Szpital mimo, że świetnie zarządzany przez braci to jednak ze względu na swoje miejsce w hierarchii kenisjkiej służby zdrowia nie dysponuje wieloma lekami, które bywają bardzo przydatne w leczeniu stanów nagłych. Dodatkowo zlecając lek, należało bardzo mocno rozważyć jego cenę. Na oddziale żeńskim zdecydowanie wśród rozpoznań dominuje malaria a zaraz za nią należy wymienić niewydolność serca, gruźlicę, zapalenia płuc i HIV. Bardzo często przyjmowane są również kobiety, które zatruły się środkami fosfo-organicznymi (niestety, jest to tutaj bardzo popularna metoda na popełnienie samobójstwa). Najbardziej w mojej pamięci zapisała się młoda dziewczyna, która była w 8 miesiącu ciąży. Niestety nie udało się uratować ani jej ani dziecka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz