poniedziałek, 9 lipca 2012

Z pamiętnika Wolontariusza...Niedziela 08.07.2101



O 6 rano obudził mnie przeraźliwy chłód, nakryłem się więc dodatkowym kocem i spałem dalej. Okazało że lipiec w Kenii to najchłodniejszy miesiąc. W nocy temperatury spadają nawet do 10 stopni C. Przy -20 które mamy co roku w Polsce wydaje się to mało, jednak jeśli uwzględnimy to że nie ma tu ogrzewania to ta temperatura na prawdę daję się we znaki w nocy. Na szczęście wzięliśmy ze sobą cienkie polary. O 8 czekało na nas śniadanie przygotowane przez siostry zakonne z Cottolengo. Nie długo po śniadaniu wyruszyliśmy do Chaaria, Najpierw udaliśmy się w stronę lotniska, gdzie wymieniliśmy pieniądze i zakupiliśmy kartę Safari.com do telefonu. W drodze na lotnisko utknęliśmy w ogromnym korku. Co sprytniejsi kierowcy (w tym Simon) używali pobocza by wyprzedzić innych i ominąć korek. Manewr ten potrafi być niebezpieczny, można utknąć w rowie lub uderzyć w słupki gdzieniegdzie wystające z ziemi. Jednak z umiejętnościami Simona nie stanowiło to problemu. W ten oto sposób korek sam , naturalnie się rozładowywał. Wokół unosił się ciężki dym spalin i kurzu , a dźwięk klaksonów zlewał się w jeden wielki ryk. Mimo że wygląda to niezbyt ciekawie to spodobał nam się ten klimat. Z lotniska udaliśmy się już prosto do Chaaria. Droga była kręta , co chwile mijaliśmy barwne stragany z owocami. Im bliżej Chaaria tym więcej tropikalnej roślinności było wokół nas. Rośliny i krzewy które do tej pory widywaliśmy tylko w ogrodzie botaniczny, teraz otaczały nas i były tak blisko że wydawało się to nierealne. Po drodze mijaliśmy miejscowości które specjalizowały się odpowiednio w uprawie ananasów, pomarańczy, ryżu, oraz bananów. W tej ostatnie kupiliśmy kiść małych żółtych  bananów, które były najlepszymi jakie do tej pory jedliśmy. W smaku były lekko kwaśne i słodkie. Od razu zjedliśmy wszystko. Ostatnie 20 km jechaliśmy piaszczystą drogą. W końcu ok 16 dotarliśmy do Chaaria...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz